Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno

     Gdy miałam 6 lat, mój świat się załamał, a przynajmniej tak mi się wówczas wydawało. Już 
w przedszkolu moim wielkim marzeniem była gra na instrumencie - fortepianie. Postanowiłam wziąć udział w przesłuchaniach do szkoły muzycznej. Kto by pomyślał,że to wydarzenie okaże się dla mnie wielkim zawodem. Pamiętam, że byłam wtedy u babci i z drugiego pokoju dosłyszałam szepty: "nie wiem jak jej powiedzieć, że jej nie przyjmą". Byłam załamana. Ja? Jak to się nie dostałam? A co z marzeniami o instrumencie? To było pewne, że droga do ich realizacji została dla mnie zablokowana. Owszem, mogłabym brać lekcje prywatne, ale to są dodatkowe koszty. Dopiero parę lat później koleżanka z klasy opowiedziała o tym, że gra w orkiestrze dętej. Zaproponowała, że mogłabym się zapisać do tej orkiestry i razem byśmy grały, ona na saksofonie, a ja na klarnecie. Przyznam, że średnio podobał mi się ten klarnet, ale chęć grania na czymkolwiek była tak wielka, że się zgodziłam. Przedstawiłam ten pomysł rodzicom, którzy stwierdzili, że w orkiestrze mnie dobrze nie nauczą grać, więc lepiej, żebym ponownie zapisała się do muzycznej. Choć mówiłam, że tam się przecież nie dostanę, próbowali mi wytłumaczyć, że na przesłuchaniach byłam byłam bardzo mała i ciężko jest stwierdzić u tak małego dziecka, czy ma słuch muzyczny, czy nie. Poszłam na przesłuchania jeszcze raz, tym razem na klarnet i dostałam się z pierwszej listy. Tak oto grałam na tym instrumencie w szkole muzycznej i choć na początku nie byłam do niego przekonana, wkrótce mówiłam o nim jako najpiękniejszym instrumencie na świecie. Później przez trzy lata chodziłam na orkiestrę dętą, a od października gram w zespole ludowym przy nie swojej uczelni. Klarnet okazał sie bardzo praktycznym instrumentem. Kto wie, jakby się potoczyło moje życie, gdybym dostała sie na fortepian. Może grałabym świetnie, a może skończyłabym muzyczną i na tym pozostała. Na pewno nie mogłabym grać w orkiestrze, nie poznałabym swojego chłopaka, nie spędzałabym czasu ze znajomymi z orkiestry i nie zarabiałabym dzięki temu własnych pieniędzy. Nie grałabym w żadnym zespole, dzięki któremu mam motywację do ćwiczeń, nie występowałabym w stroju ludowym. Nie miałabym takich świetnych wspomnień z zespołu, nie poznałabym też tutejszej atmosfery. Na pewno byłoby inaczej i szczerze? Myślę, że gorzej.
Nawet nie wyobrażacie sobie ile taki strój ma warstw i jak długo się go zakłada! Podobno w stroju ludowym nie jest mi do twarzy, wiec nie będę sie w nim w całości pokazywać :D




Gdy zobaczyłam swoje wyniki maturalne, byłam załamana. Wiedziałam, że  na swój wymarzony kierunek nie mam szans sie dostać. Na stomatologię są bardzo wysokie progi, a mi nie brakowało 10%, tylko no...trochę więcej, trochę dużo więcej. Musiałam szukać czegoś innego. W końcu pod sam koniec lipca dostałam się na nanotechnologię i fizjoterapię, jak wiecie wybrałam to drugie, bardziej pasowało do moich zainteresowań. Pamiętam jak siedziałam na spotkaniu integracyjnym, próbując jakoś "przetrawić" to słowo: fizjoterapia. Przyznam szczerze, że do studiów nie byłam zbytnio przekonana. Z jednej strony potrzebowałam odmiany i uwolnienia się od liceum, z drugiej uświadamiałam sobie, że będę się uczyć zupełnie czegos innego, czegoś co może całkowicie mnie nie zainteresuje, a nawet wyda mi sie nudne. Mimo to postanowiłam spróbować. Dałam sobie miesiąc czasu. Jeśli po miesiącu bym się męczyła, poprawiałabym maturę. Jeśli by mi się spodobało, zostałabym na tym kierunku. Nim się spostrzegłam, szybko wciągnęłam się w to środowisko, zaczęło mnie interesować to czego się uczyłam. Odkryłam, że to na prawdę potrzebny i ciekawy kierunek. Gdzieś po roku z kolei uznałam, że jednak stomatologia nie jest dla mnie. Dużo osób mi zarzuca, że nie walczyłam o swoje marzenia, tylko się poddałam. Część tłumaczy, że nigdy by tak nie zrobiła, bo uczyłaby się do samego końca, aby dostać się na wymarzony kierunek, większość z kolei nie rozumie mojego postępowania. Tylko niektórzy mówią "ważne, że znalazłaś miejsce dla siebie" albo "czasem plan drugi okazuje sie być lepszy od pierwszego". W wielu przypadkach spotkałam się ze słowami krytyki i przypuszczeniem, że nie dążę do spełniania swoich marzeń. Jednak prawda jest taka, że marzenia się zmieniają i to co kiedyś chciałam studiować już przestało być tym idealnym kierunkiem. Po maturze odkryłam, że gap year albo studiowanie przez rok dowolnego kierunku i równoczesna nauka do matury, to nie jedyna opcja. Możliwości jest więcej, tylko trzeba je dostrzec.


Oczywiście nie chcę nikogo namawiać do robienia czegos zupełnie innego i zmuszania się na siłę. Chce po prostu zwrócić uwagę, że czasem warto spróbować tej niedostrzeżonej opcji, bo może się okazać najlepszą jaka mogła dla nas być.W moim przypadku tak było, ale czy będzie u Ciebie, nie wiadomo. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby chociaż spróbować, co nie? Zawsze w końcu można się wycofać i wrócić do pierwszego planu. A Ty? Miałeś takie sytuacje ze swojego życia?


14 komentarzy:

  1. Czasami tak właśnie jest, że spełnienie marzeń nie jest najlepszą opcją. Ja wierzę, że to, co nie dla nas nie będzie nam dane, jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało. Szkoda,że nie pokazałaś się cała w stroju ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko jest po coś, ja też nie wierzę w przypadki.
    Ja miałam strój ludowy na sobie raz, jak chodziłam na tańce ludowe, jak byłam w podstawówce, ale niestety nie mam żadnych zdjęć.
    Ooo szkoda,że ucięłaś swoją twarz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko zależy od motywacji. Jeśli Ci na czymś zależy, zrobiz wszystko, by cel osiągnąć.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

  4. Pięknie Pani napisała . Ciekawa konkluzja . Prośba o refleksję według swojego życia...Ja dostałam się do szkoły muzycznej ale ze względu na moją nienawiść do fortepianu, wylano mnie. W sumie chyba nawet nie za potraktowanie go nieobecnością. Później pojawiłam się w szkole w której pianino było w wielu przedmiotach.Też jakoś nie przypadliśmy sobie do gustu.Jest , wspominam, doceniam jedną cechę jaka mimo burz przewijała się. Nie żałować, nie narzekać ,że w danym momencie nie jest tak jak byśmy chciały.Pozdrawiam i jestem pełna podziwu dla pracowitości jak i ...ładny strój ale to Pani go zdobi, nie odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Aż się uśmiechnęłam bo takich sytuacji w moim życiu było mnóstwo... A to rzuciłam "wymarzony" drugi kierunek i znalazłam dzięki temu dobrą pracę. A to nie wyszło mi z "miłością mojego życia" i poznałam mojego aktualnego chłopaka - tę prawdziwą miłość. Nawet miałam identyczną sytuację z wyborem drogi życiowej bo po psychologii odpuściłam marzenia o byciu terapeutką i zatrudniłam się w normalnej firmie. Też słyszałam, że się poddałam i że nie wiem, czego chcę, ale myślę, że masz rację i Bóg wie, co robi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko ma swój powód ;) Fajny post :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zmiana na klarnet bardzo praktyczna :) Pomyśl, że zawsze go możesz ze sobą wszędzie zabrać ;)

    Też miałam takie sytuacje - wcześniej trudno mi było by ć elastyczną, ale ostatnio myślę sobie, że rzeczy inne niż w moich planach nie będą gorsze tylko właśnie... inne :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak ładnie opisałaś wszystko, że aż chce się czytać, czytać i czytać. To prawda, co napisałaś. Czasem warto rozważyć otwarte lekko okno, bo a nuż okaże się być słuszną drogą? :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Sama po maturze nie dostałam się na psychologię. Poszłam na elektroradiologię, okazało się, że to była wspaniała przygda...ale potem odkryłam jeszcze inne zawody. Inne rzeczy, a każda okazywała się...wspaniałą przygodą. Mam wrażenie, że w zyciu w dużej mierze nieraz chodzi o to, żeby nie przywiązywać się nadmiernie do jednego scenariusza i chociaż spróbować nieraz tego, co pod nos podtyka nam los. Czasem okazuje się, że to jeszcze większe przygody i może nam to sprawiać o wiele więcej frajdy czy też dawać jakiejś satysfakcji, niż to, na co się upieraliśmy.

    OdpowiedzUsuń
  10. U mnie często były takie zwroty akcji, choć oczywiście były (i są) sytuacje o które walczyłam jak lwica. Raczej nie jestem uparta jak osioł, zawsze potrafię znaleźć inną, obiecującą opcję jeśli plan A nie bardzo chce wypalić i tak jak w Twoim przypadku, często okazuje się że to lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękna historia :) można uwierzyć w przeznaczenie :)
    Los lubi nas zaskakiwać szczególnie wtedy gdy mamy twarde plany na przyszłość, czasem się wszystko wali, czasem szczęście pojawia się tam gdzie najmniej się go spodziewamy. Ja mój kierunek studiów mogłabym uznać za całkowicie niepotrzebny. Jednak tyle by mnie w życiu ominęło... Moje studia nie były dla zdobycia zawodu ale dla odmiany życia. Musiałam tam iść i tyle i choć od bliskich słyszę, że zmarnowałam 5 lat to w duchu z uśmiechem zaprzeczam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Miałam podobnie i szczerze przyznam że z perspektywy czasu to wyszło mi na dobre.
    Czasami to co dla innych jest błahostką dla nas jest tragedią
    Pozdrawiam
    Lili

    OdpowiedzUsuń
  13. Chyba tak. Znaczy na pewno tak - musiałam zrezygnować z geodezji ze względu na stan zdrowia. Odkrywam nowe możliwości, nadal uczę się siebie. Nadal nie wiem co dokładnie chcę robić w życiu. Znaczy - mam nadzieję, że powili to odkrywam. Bardzo chcę wierzyć, że to co się teraz zaczyna jest tym co ze mną zostanie...

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.