Jean-Michel Jarre Kraków 2017

     Wiecie co? Lubię chodzić na koncerty, a ten moment, w którym na scenie widać swojego idola, jest nie do opisania. To takie pewnego rodzaju przeżycie, po którym chce się opowiadać wszystkim wokoło jak było i wspominać przez długi okres czasu. No dobra, może nie wszyscy tak na to patrzą, ale tak właśnie wygląda to u mnie. Ten koncert był inny niż te, na których byłam. Ten był wyjątkowy, pewnie ze względu na to, że po raz pierwszy odbywał się trochę dalej, a na scenie występował zagraniczny muzyk. Właśnie zdałam sobie z tego sprawę, że wszystkie występy, które oglądałam, dotyczyły polskich zespołów i wykonawców. Ten koncert był jedyny w swoim rodzaju, a na scenie grał Jean-Michel Jarre, twórca muzyki elektronicznej!

     
      Dzień wcześniej pojawił się pomysł aby pojechać do Krakowa. Jak zwykle u mnie dzieje się wszystko na ostatnią chwilę, chociaż nie bardzo mi się to podoba. Zanim dostałam bilet, załatwiany przez brata, zdążyłam wypić kawkę w galerii i posiedzieć. Pół godziny przed rozpoczęciem odebrałam swój bilet, po czym ruszyłam na miejsce. Tauron arena zaskoczyła mnie swoimi rozmiarami. O ile z zewnątrz była duża, to w środku wydawała się być jeszcze większa. Musieliśmy pytać się po parę razy, gdzie są nasze miejsca, których nie mogliśmy znaleźć. Wreszcie usiedliśmy. Nagle na scenie pojawiła się cała ściana w światłach, za którą ledwo widać było wykonawce, obłożonego z każdej strony instrumentami. "Chwila moment, ale czemu Jarre nie jest na przodzie?" - miałam ochotę powiedzieć. Wkrótce syntezatory zabrzmiały, ściana się rozsunęła, ukazując całą postać muzyka. Jean-Michel zagram intro, a potem przywitał się z publicznością. Moja pierwsza myśl? "Ktoś chyba powinien mu załatwić korki z angielskiego!".  Wymowę...jeśli mam być szczera, miał straszną, ze swoim francuskim akcentem. Rozumiem, że Polacy inaczej wymawiają słowa, ale uwierzcie, że musiałam się na prawdę skupić, aby go rozumieć.



      Jego koncerty są znane z tego, że towarzyszą im efekty świetlne. Niektórzy nawet twierdzą, że Jarre zajmuje się laserami, a muzyka jest dodatkiem do nich. Jest zupełnie inaczej! To muzyka elektroniczna jest na pierwszym planie, a lasery są tylko dodatkiem. Powstały dlatego, że oglądanie gościa, który kręci sobie pokrętłami od syntezatorów, jest nudne. Operowanie światłem ma zadanie urozmaicić to co dzieje się na scenie. Takie efekty robiły świetne wrażenie. Przybierały postać różnych kształtów, wzorów, postać Jarre'a, czy nawet okładki płyt. Trzeba przyznać, że Jean-Michel miał świetny kontakt z publicznością. W pewnym momencie muzyk zaprosił wszystkich pod scenę. Tłum poderwał się z krzeseł, poszłam i ja. Wydawało mi się, że jestem najniższa spośród osób, stojących koło mnie. Otaczali mnie ludzie, którzy nie dość, że przewyższali mnie o ponad głowę, to jeszcze byli dwa razy szersi. Próbowałam się dostać pod scenę, aby cokolwiek widzieć, ale to nie było łatwe. W końcu się udało. Byłam pod samą sceną! Nawet załapałam się na zdjęciu na oficjalnym profilu na facebooku Jarre'a i na filmiku na instagramie. Niestety muszę przyznać, że była duża różnica między starszymi utworami. a tymi nowszymi, przy czym te pierwsze wydają mi się być dużo lepsze. Ostatnie płyty można słuchać, ale to już nie jest to samo. 




Warto było usłyszeć swoje ulubione utwory na żywo. "Équinoxe", "Magnetic fields", a "Randez-Vous" było nawet trzy razy, w tym dwa razy na bis. Grał także na harfie laserowej! Niestety już "Oxygene 8" zostało trochę sknocone, przez techno w tle, którego w wersji studyjnej nie ma. Kolejna wada to taka, że Jean-Michel zaczął kombinować. Środkowa część koncertu to było po prostu techno, a tego gatunku muzyki po prostu nie lubię. Szkoda, że nie trzymał się elektroniki od początku do końca w swojej karierze, bo to mu na prawdę wychodziło. 
     
 Oxygene 8


     Mimo to, koncert był na prawdę udany. Gdy się skończył odwiedziliśmy jeszcze mojego brata w Krakowie i tak się z nim zagadaliśmy, że wyjechaliśmy gdzieś po 1 w nocy. O 2 zostałam obudzona na barszczyk. Mówię poważnie, jadłam w nocy barszcz w zajeździe. O 4 nad radem dojechaliśmy do domu, tuż przed świtem słońca, a żeby było jeszcze zabawniej, o 8 musiałam jechać do Rzeszowa. Byłam zmęczona, ale dałam radę!

Koncert odbył się już parę tygodni temu, jednak ja dopiero teraz piszę relacje z niego, przypominając sobie przy okazji jak było.

24 komentarze:

  1. Szczerze mówiąc koncerty i te sprawy w ogóle mnie nie kręcą...nie lubię takiego natłoku ludzi i ogłuszającej muzyki xD Ale może to przez to, że nigdy też nie miałam swojego idola i zawsze słucham utworów wykonanych przez zupełnie różne osoby? :) Dobrze, że koncert na którym byłaś ostatecznie był udany :D

    Sakurakotoo ❀ ❀ ❀

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego wykonawcę poznałam przez mojego tatę, którego niezwykle bawi jego nazwisko. Myślałam jednak, że jak wszystkie ulubione postaci taty, to jakiś ,,dinozaur" sprzed stu lat. Dlatego niemało się dziwiłam, widząc jego plakaty na ulicach Krakowa :D
    Teraz już mniej przeżywam koncerty. W gimnazjum to było wydarzenie roku, w liceum wielkie święto a na studiach... kolejna impreza. Bo muzyka, grana albo słuchana, towarzyszy mi na każdej imprezie i robi mi się wszystko jedno, czy brzdąkam sobie szanty w pubie czy siedzę na koncercie. Na szczęście są jeszcze wykonawcy, którzy mnie ruszają i zmuszają do aktywności pod sceną, a nawet pogo :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam na kilku koncertach i wiem jakie to piękne uczucie i wspomnienie. Niestety nie słucham muzyki elektronicznej i nie znam muzyki Twojego idola.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam koncerty.Na jego nie byłam,ale chciałabym :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Koncerty to świetna sprawa. Ja też zwykle chodzę na koncerty polskich zespołów, bo są tańsze i jakoś tak łatwiej zorganizować czas.
    Raz byłam na koncercie Imagine Dragons i wow - bez porównania koncert większy i inaczej się przeżywa.
    Tauron Arena jest ogromna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie jakoś nigdy koncerty nie kręciły... nie lubię być w takim tłumie ;P

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam koncerty, ale nie mam wielu okazji bywać na takowych. Zazwyczaj tylko kiedy są organizowane jakieś mniejsze imprezy typu Juwenalia itp. Jednak raz udało mi się być na prawdziwym koncercie - Bryana Adamsa <3 Niezapomniane wydarzenie. W przyszłym roku w Polsce będzie Ed Sheeran i usłyszenie go na żywo to moje marzenie, ale na razie nie mogę sobie pozwolić na bilet. Mam nadzieję, że jak odłożę to nadal jakieś będą dostępne ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oh na pewno dużo się działo, uwielbiam to uczucie jak jestem ta koncercie, emocje nie do opisania :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mam pojęcia kto to jest i pierwszy raz o nim czytam u Ciebie. :)
    Jadnak niepodważalnym jest fakt, iż każdy koncert to niesamowite emocje i wspomnienia do końca życia. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Lubię koncerty i również po takich wydarzeniach mam ochotę każdemu o tym opowiadać :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja jestem z tej dziwnej grupy ludzi, którzy nigdy za koncertami nie przepadali :) ale cieszę się, że Ty mogłaś zobaczyć swojego idola :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Oby więcej takich chwil! :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Chętnie bym się przeszła na taki koncert :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Takie koncerty to niezapomniane chwile :)
    Oby więcej ich było:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Powiem ci że ja nie mam takiego idola abym jakoś strasznie chciała iść na jego koncert :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mój Tato jest jego wielkim fanem i ma wszystkie możliwe płyty... szkoda, że nie ma mnie w Polsce, bo bym zabrała Tatę na ten koncert. Ale może jeszcze kiedyś będzie okazja :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Na koncercie nie byłam już taaak dawno... Stąd moje postanowienie na 2018r.: Opener lub Orange Warsaw :) Fajnie czyta się takie relacje przepełnione ekscytacją autora, to uzbraja w pozytywne emocje na resztę dnia nawet nawet jeśli zespół jest słabo znamy ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Też lubię chodzić na koncerty, ale jakoś nie zanosi się, aby osoby, które naprawdę baardzo lubię, przyjechały do Polski w najbliższym czasie i bym mogła się tam znaleźć. :P

    Świetnie, że tak dobrze się bawiłaś. Muszę przyznać, że też lubię pisać o wydarzeniach dopiero z perspektywy czasu, choć pewnie jest do denerwujące dla czytelników i sama na tym tracę. :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Koncerty to jedna z moich ulubionych form rozrywki. Zdecydowanie warto jest iść jak tylko przydaży się taka okazja :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja rzadko chodzę na koncerty, chociaż wiem, że mają one swoją magię i jest to coś zupełnie innego niż posłuchać muzyki z płyty. O tym artyście słyszałam, że daje fantastyczne koncerty. Fajnie, że miałaś się okazje o tym przekonać.

    OdpowiedzUsuń
  21. JMJ jest genialny! Osobiście nie byłam nigdy na jego koncercie, ale mój brat był wielokrotnie. Żałuję, że nie udało mi się być tam razem z nim, zawsze akurat coś było nie tak i nie mogłam :/

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja w swoim życiu może byłam na trzech koncertach, ale jakoś ten cały szał do mnie nie przemawia, nie lubię tłumów :/
    https://bez-kropki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  23. Artysty niestety nie znam. Ale każdy koncert na którym byłam to mega przeżycie. Każdy jest inny i wyjątkowy. I niestety tak już jest, że stare utwory mają dożywotnie uwielbienie, nowe są zawsze fajne, ale nie ca cały czas, w końcu się znudzą. Przynajmniej tak jest u mnie. Dobrze, że Ci się podobało. :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.