Kierunek -> Kraków

07:41
     Kraków, wracam do tego miasta w wielkim sentymentem. Bardzo je lubię, więc chętnie wybrałam się i tym razem, aby po raz kolejny je zobaczyć. Parę razy zdarzyło mi się komuś zaproponować wyjazd, kto mi odpowiadał krótkim zdaniem "ale ja Kraków już zwiedziłam" i na tym etapie moje plany się kończyły. Jednak zawsze się okazywało, że zwiedzanie tego miasta u tej osoby, oznaczało zobaczenie najbardziej znanych zabytków. Tym razem znalazłam kogoś kto tak jak ja, chce zwiedzić te mniej spotykane miejsca, a nie po raz kolejny iść tam co już widział parę razy.

Zabrałam ze sobą dwie koleżanki na cztery dni. Zapisałyśmy sobie miejsca warte zobaczenia i tak jakoś wyszło, że znalazło się ich aż ponad 60! To było wiadome z góry, że tylko część rzeczy zobaczymy. Chciałam wejść na jakiś kopiec, bo kiedyś obiecałam sobie, że zdobędę wszystkie kopce. Jednak dziewczynom nie chciało się wchodzić w upał i nie poszłyśmy na żadem. Niemniej jednak, tak jakoś wyszło, że zobaczyłyśmy prawie same muzea, a ściślej mówiąc zwiedziłyśmy 8 muzeów.



Pierwszego dnia po zakwaterowaniu w akademiku, wyruszyłyśmy na rynek. Nasze zwiedzanie zaczęłyśmy od Galerii Sztuki Polskiej w XIX wieku, czyli muzeum nad sukiennicami, gdzie znajdowały się obrazy. Podeszłyśmy do kasy i nie wiedząc dlaczego zażądali od nas złotówki za osobę, choć cena była wyższa, ale przecież się nie będziemy kłócić, jak chcieli od nas mniej :D Większość obrazów była ładnych i nawet znalazłam swój ulubiony, który niestety na zdjęciu nie wyglądał tak dobrze jak w rzeczywistości. Kolejny przystanek to Dom Jana Matejki. Przy kasie znowu płaciłyśmy niecałą złotówkę i nie wiedziałyśmy dlaczego. Zobaczyłyśmy ten dom, no taki całkiem ładny, choć widziałam też i lepsze rzeczy. Jakieś stare meble, sztalugi, farby i ogólnie wystrój wnętrz. Tuż przed zamknięciem muzeum, w końcu dowiedziałyśmy się jak z tymi biletami. Wyszło jakieś rozporządzenie z ministerstwa, że studenci i uczniowie za wystawy stałe w oddziałach muzeum narodowego mieli płacić symboliczna złotówkę! Jak dla mnie super opcja, bo w całej naszej wycieczce, byłyśmy w takich czterech muzeach i na prawdę sporo zaoszczędziłyśmy.
 A tu mój ulubiony obraz, na żywo wygląda znacznie lepiej
 


     Drugi dzień to Muzeum Narodowe, znaczy jego główny oddział, który był na prawdę spory. Nic dziwnego, że byłyśmy tam z jakieś trzy godziny. Fakt, fajnie było sobie pomyśleć "właśnie patrzę na rękopis Chopina", ale ja jednak wolę tematyczne muzea, a nie takie, gdzie jest wszystko i nic. Za to na końcu była największa atrakcja, czyli oryginał obrazu "Dama z gronostajem". Nie myślcie sobie, że taka przyjemność oglądania dzieła Leonarda da Vinci była tania. Bilet normalny na damę kosztował 20 zł. Na szczęście my za ten jeden obraz miałyśmy ulgowy bilet za 8 zł.  Mimo wszystko dama była warta swojej ceny i na żywo wygląda dużo lepiej, niż na zdjęciach. Miałyśmy w tym czasie trochę pecha co do innych atrakcji, bo gdy już poszłyśmy w jedno miejsce, to okazało się, że było zamknięte. Za to wybrałam się po raz pierwszy do Sturbucksa. Miałam chyba szczęście, bo nie dość, że dostałyśmy zniżkę 2 zł, to jeszcze ja dostałam drugi napój gratis! Nie wiem, czemu akurat mi się poszczęściło, ale nie będę narzekać, więc za dwa napoje w małym rozmiarze zapłaciłam 9 zł.
W narodowym w jednym miejscu ustawione były takie ściany z sześcianów, naszym zadaniem było z każdej kostki wybrać obraz, cytat lub zdjęcie, które najbardziej nam się spodobało, miło nam się kojarzy, a potem zrobić zdjęcie, wejść na stronę  internetową i porównać z tym co wybrali inni

 Nie, to nie oryginał. Oryginału zabronili nam fotografować.





     Kolejnego dnia zostawiłyśmy koleżankę samą w akademiku, a same poszłyśmy zwiedzać. Szczerze mówiąc, nie miała nic przeciwko, bo nie lubi zwiedzać. Udałyśmy sie w kolejne miejsce. Na pierwszy ogień wybrałyśmy Muzeum Emeryka Hutten-Czapskiego. Dobrze, że miałysmy w nim ten bilet za złotówkę, bo więcej szczerze mówiąc bym nie wydała! Okazało się, że ten cały Emeryk interesował sie po prostu numizmatyką. Chyba nigdy nie widziałam większej ilości monet w jednym miejscu. Poza nimi były jeszcze jakieś książki, biografia tego człowieka i sztuka...niestety współczesna, której nie rozumiem. Szczerze mówiąc niewiele pamiętam z tamtego miejsca, ale moje wnioski są następujace. Dla ludzi interesujących sie numizmatyka jest to na pewno ciekawe, innym raczej nie polecam. Muzeum archeologiczne przedstawiało sie dużo lepiej. Sarkofagi robiły na mnie największe wrażenie. Trzecie i ostatnie muzeum w tym dniu to Muzeum Farmacji. Uznałam, że to było drugie co do kolejności miejsce, które mi się podobało. Mieściło się w kamienicy, w której każde piętro i pokój przedstawiało coś innego. W piwnicach był wystrój domów aptekarzy, egzotyczne wypchane zwierzęta, świece (aptekarze robili dawniej świecie) i beczki z winem ( w winie kiedyś rozpuszczano leki). Z kolei wyżej stare buteleczki, leki, czy zioła. Wszystko to robiło super wrażenie, tak jakby człowiek się cofnął do wcześniejszych lat i innej epoki. Wieczorem z kolei wybrałyśmy się na rynek, a dokładnie do Krakowskiej Pijalni Czekolady Wedel. Mój młodszy brat bardzo mi ją polecał, więc postanowiłam tam pójść. Wszystkie we trzy wzięłyśmy trio czekolad klasycznych. Co prawda czułysmy się wręcz zasłodzone, ale mimo to, czekolady były dobre. Jednak następnym razem, gdybym tam była, wzięłabym sobie smakowa czekoladę mrożoną. Przechodząc po rynku natrafiłyśmy na pewien uliczny zespół muzyczny. Grali muzykę współczesną na: perkusji, puzonie, tubie i saksofonie. Mieli nawet publiczność, która zgromadziła się wokół, a niektórzy nawet siedzieli na murku i słuchali. Grali po prostu super i wszyscy byli pod wielkim wrażeniem.
 Muzeum Czapskiego wygląda lepiej z zewnątrz niż w środku


 Kolejne zdjęcia to oczywiście Muzeum Farmacji




Pijalnia czekolady Wedel

    W dzień wyjazdu temperatura wynosiła 37 stopni i aż się sama sobie dziwię, że jakoś to wytrzymałam. My natomiast udałyśmy się do darmowego muzeum bursztynu. Jest to małe muzeum, zaledwie jedna sala, połączona ze sklepem. Można śmiało rzucić na nie okiem, szczególnie, że znajduje się przy rynku. Kolejna rzecz, którą chciałysmy zobaczyć to Muzeum Inżynierii Miejskiej. Znajdował się w nim trzy wielkie sale podzielone tematycznie. Pierwsza odnosiła się do pokazów fizycznych, w drugiej znajdowały się stare pojazdy, a także historia inżynierii miejskiej. Trzecia to sala wystaw czasowych, w której na starych komputerach można było pograć w dawne gry jak: packman, mario, pinball i tego typu podobne. Miałyśmy super zabawę, za to w całym muzeum spędziłyśmy 3 godziny, chociaż nie jest ono bardzo duże. To miejsce było bezkonkurencyjnie najlepszym muzeum jakie odwiedziłyśmy, a zarazem ostatnim, jakie zobaczyłyśmy w Krakowie. Na tym kończyła się nasza wycieczka.


 Kto by pomyślał, że swój wymarzony samochód znajdę...w muzeum? Karoserie bym zostawiła, a w środku powymieniała
 

     Przez cały rok spędzony w Rzeszowie, narzekałam na komunikacje miejską i mówiłam, że ta w Krakowie na pewno jest dużo lepsza. Nic bardziej mylnego! W Krakowie na jednym skrzyżowaniu potrafią być cztery, a nawet osiem przystanków o tej samej nazwie (w Rzeszowie każdy przystanek ma swoja nazwę, aby się nie mylić). Często trzeba było robić przesiadki, z innego przystanku, więc trzeba było trochę dojść. Do tego z akademików AGH wcale nie jest tak blisko na przystanek, a w centrum ludzie nie wiedzą co to przejście dla pieszych. Chyba juz nigdy nie będę narzekać na komunikację miejską w Rzeszowie. Po raz pierwszy tez odkryłam, że Kraków stał się bardzo komercyjnym miastem. Nie jest dobry w sezonie turystycznym dla osób, którym przeszkadza tłum ludzi. Na rynku z kolei, szczególnie wieczorami, jest mnóstwo osób. Rozdają ulotki po pięć razy, zapraszają do restauracji albo sprzedają latające zabawki. To mi trochę zepsuło obraz o tym miejscu, ale z drugiej strony czego można się spodziewać. Jeśli chodzi o sam wyjazd, to jak najbardziej był udany.

Dopisek:
Niestety we wrześniu moja aktywność na blogu spadnie. Nie planuję też żadnych postów, a powodem tego jest to, że mam do zdania jeden ważny egzamin. Im bliżej, tym bardziej się denerwuje, staram się przysiąść do nauki, ale mam nadzieję, że zdam. Kto już spotkał się z anatomią, ten wie co to znaczy. Trzymajcie kciuki!

30 komentarzy:

  1. Kraków jest piękny :) Mieszkam kilkadziesiąt km od tego miasta, a mimo to nie zwiedziłam wszystkich jego zakamarków. I za każdym razem jak tam jestem to miasto mnie zachwyca :)
    Mam nadzieję, że anatomia nie będzie dla Ciebie problemem i zdasz ją piątkowo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię Kraków, ale to Podkarpacie zawsze będzie w moim sercu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam raz na pielgrzymce szkolnej (jakkolwiek to brzmi ^_^), ale chciałabym pojechać tak turystycznie i pozwiedzać, kupić kartki z tego miasta (aby wzbogacić moją kolekcje), zajsć do muzeum... zwiedzić to miasto :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzeba było pisać do mnie to po pracy poszłabym z tobą na kawę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie porównujmy Rzeszowa do Krakowa, to zupełnie inna klasa. A im miasto większe, tym komunikacja trudniejsza. Gdy przywykłam do Poznania, Kraków nie robi na mnie wrażenia swoimi autobusami i przystankami. A z miasteczka AGH spokojnie dojdzie się na Stare Miasto piechotą albo jednym tramwajem, wystarczy google maps albo znajomy student. Ale na śródmieściu rzeczywiście ludzie przechodzą przez ulicę w sposób fascynujący, plus dorożki, tramwaje, obcokrajowcy... Te miasto funkcjonuje chyba tylko cudem. :D
    Do Muzeum Inżynierii Miejskiej nie doszłam i strasznie żałuję, tak samo jak do tego w Sukiennicach, bo jestem straszną fanką malarstwa młodopolskiego. Ale w Narodowym byłam już ze trzy razy i uwielbiam je. Wszędzie w Polsce Narodowe są za złotówkę, a przynajmniej powinny być. W Krakowie polecam też Muzeum Lotnictwa, ale to trzeba lubić!
    Do Krakowa będę wracać jeszcze milion razy, mam nadzieję, i wcale się nie zdziwię jeżeli tam zamieszkam :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo że mieszkam w Krakowie to czasami wciąż czuje się tam jak turysta :D I masz rację, go nie da się zobaczyć w czasie jednego pobytu. W głównym oddziale Muzeum Narodowego byłam już jakieś pięć razy (tym bardziej się cieszę, że jest tak tanio!) i za każdym razem odwiedzam tylko jedną wystawę, bo zobaczyć wszystkie to jest maraton, a nie zwiedzanie. W Sukiennicach byłam chyba z 4 razy, bo wiszą tam moje ukochane dzieła - ten, który ci się spodobał też do nich należy, czy to kuszenie św. Antoniego? Poza tym Matejko i Malczewski, to wystarczy, bym przepadła.
    Miałyście szczęście, że w ogóle gdzieś dojechałyście, bo w te wakacje władze miasta postanowiły trwale sparaliżować komunikację i wyremontować połowę linii tramwajowych. Nawet ja nieźle się tam pogubiłam. Zazwyczaj mieszkam na Miasteczku AGH... Tak, na tramwaj wcale nie jest tak blisko :D A ludzi nie warto pytać o drogę, w wakacje lokalsi siedzą zamknięci w domach albo uciekają w góry. Kocham Kraków, ale w sezonie jest nie do zniesienia. Oczywiście oprócz okolicy św. Marka, która jest najwspanialsza ulicą na Starym Mieście i zawsze można tam liczyć na spokój i klasztorny chłód.

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam Kraków i staram się go odwiedzać przynajmniej raz na kilka lat. Ma świetną atmosferę!

    OdpowiedzUsuń
  8. O nie! Dawno mnie tu nie było i co ja widzę! Piękny wystrój bloga i do tego Kraków! Czytam o akademiku i zastanawiam się...czyżbyś zaczęła studia w moim mieście? (Wybacz, musze nadrobić dużo wpisów :D ) Kocham Kraków. Z jej nazwami przystanków, milionem turysów, remontami i kilometrowymi korkami. Kocham go za wszystkie inne absurdy i utrudnienia. Jest piękny! <3
    I tak jesteś hardcorem, że będąc w Krakowie w wakacje narzekasz tylko na takie same przystanki. (Pewnie chodzi o Dworzec Główny, co ? ) Od początku wakacji mamy komunikacyjny armagedon, bo największe skrzyżowania są w remocie. Dla przyjeznych baaaardzo trudno jest się połapać.
    Choć już trochę tu mieszkam nigdy nie byłam w Muzeum Inżynierii Miejskiej, choć słyszałam, że warto. Jeszcze bardziej mnie zachęciłaś :*
    W Muzeum Narodowym oglądałam kiedyś fantastyczną wystawę - Modna w PRL, superowe to było!

    Pozdrawiam,
    Ola, znana (lub już nie) jako kobieta w spodniach :)
    https://kobietawspodniach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za taki cielły komentarz :) Również mnie dawno u Ciebie nie było, ale zaraz to nadrobię. Przez kilka miesięcy w ogóle mnie nie było na blogu. Studia zaczęłam w Rzeszowie. Choć zastanawiałam się nad nanotechnologią w Krakowie i fizjoterapią w Rzeszowie. Wybralam to drugie, ze względu na kierunek. Może ta nanotechnologia by mi się spodobała, ale fizjoterapii byłam po prostu bardziej pewna. W każdym razie nie żałuję. Jesli chodzi o Kraków, to takie same przystanki są np. Na teatrze bagatela, rondzie mogilskim i innych skrzyżowaniach, choć na zwykłych ulicach też. Może miejsowi mają w tym rozaznanie, ale dla kogos kto tam raz na wakacje przyjechał, jest to trudne do ogarnięcia. W Rzeszowie jest to rozwiązane w ten sposób, że na jednej ulicy jest po parę przystanków, ale te naprzeciwko siebie też mają inne nazwy. No i nie wiem kto taki mądry wymyślił remont z przystanków dworca głównego (na przeciwko galerii krakowskiej, te dworce typu wschód, czy zachód) w szczycie sezonu turystycznego.

    OdpowiedzUsuń
  10. My akurat wzięłyśmy udział w tym maratonie w narodowym. Po prostu nie przypuszczałyśmy, że tego jest tak dużo. No cóż, co prawda potem bylyśmy dosyć zmeczone i nic wiecej nie zwiedziliśmy, ale to r ako drobny szczegół. Jak to zazwyczaj mieszkasz na miasteczku studenckim AGH? Myślalam, że masz gdzie indziej akademik. Tak, ten obraz to kuszenie św. Antoniego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mi właśnie się wydawało, że jak miasto większe to jest więcej autobusów no i w tym wypadku tramwajów, zwłaszcza w centrum. W koncu w którymś dniu znalazlysmy tramwaj bezpośredni na stare miasto. Pomogła mi w tym aplikacja "jak dojade". Chodzenia raczej unikałyśmy, bo bylo po prostu goraco. O Narodowych dopiero sie tam dowiedzialam, że sa za złotówkę, więc może kiedyś jeszcze z tego skorzystam. W Muzeum Lotnictwa byłam jakieś dwa lata temu i zrobiło na mnie dobre wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  12. To następnym razem napiszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Również byłam raz w Krakowie na pielgrzymce, dokladnie maturalnej. Zobaczylismy kościół w Łagiewnikach i oczywiscie poszliśmy do galerii krakowskiej. To drugie mogliśmy jak dla mnie sobie podarować, bo nie bardzo mialam na to ochotę. A wy gdzie byliście dokładnie w Krakowie na pielgrzymce?

    OdpowiedzUsuń
  14. Podkarpacie u mnie również jest w sercu, w koncu tam mieszkam :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Kraków ma to do siebie, że jest tam mnóstwo rzeczy do zwiedzania i nie da sie wszystkiego zobaczyć za jednym razem. Na piątkę z anatomii nie liczę. Wystarczy mi 3, a gdybym dostala 4 (marzenie ściętej glowy) to już w ogóle byłoby super.

    OdpowiedzUsuń
  16. Również odwiedzam raz na kilka lat, a ostatnios nawet tak się złożyło że od trzech lat byłam tam co roku.

    OdpowiedzUsuń
  17. W zasadzie to była pielgrzymka do Częstochowy a zahaczyliśmy o Kraków i Kościół Mariacki - smoka wawelskiego widzieliśmy z daleka :(

    OdpowiedzUsuń
  18. A już rozumiem. Ja za to nigdy nie byłam w Częstochowie, a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  19. Lubię Kraków. Byłam w tym roku tam 2 dni ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Z Krakowa do Częstochowy chyba nie daleko? :) Zawsze przy kolejnej wizycie można zahaczyć albo udać się na pielgrzymkę :) My z wycieczką byliśmy na Jasnej Górze :)

    OdpowiedzUsuń
  21. uwielbiam Kraków! co prawda byłam tam bodajże tylko raz, ale na krakowskim rynku mogłabym zamieszkać! <3

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie wiedziałam że Kraków ma aż tyle piękych miejsc. Super że udało Ci się tyle zwiedzić. ja jeszcze nigdy tam nie byłam :/
    https://bez-kropki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  23. Kraków to piękne miasto :) Byłam dwa razy i myślę, że jeszcze nie raz wrócę. Ulica Józefa pełna ciekawych sklepików i kocia kawiarnia to moje ulubione miejsca :) Ale tak jak piszesz - jest ich o wiele wiele więcej. Nam się ostatnio udało zdobyć kopiec, śliczne widoki z góry :)

    OdpowiedzUsuń
  24. pojechałabym jeszcze raz do Krakowa ale z pewnością poza sezonem. i choć nie jestem typem który lubi muzea, to do Muzeum Inżynierii Miejskiej z chęcią bym poszła :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Nigdy nie byłam w Krakowie (oprócz przejazdów, których tak naprawdę nie liczę) ale z wielką chęcią wybiorę się do tego miasta na kolejnym urlopie :) Ogólnie cenie sobie Polskie miasta i chętnie zwiedziłabym je wszystkie!

    OdpowiedzUsuń
  26. Nigdy nie bylam w Krakowie. Choć nie miałam jakoś daleko do tego miasta gdy mieszkałam w Polsce, zawsze było mi jakos nie po drodze. Sporo Wam się udało zwiedzić, szczególnie muzeów ;)
    Super zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Dawno nie byłam już w Krakowie. Ale jadę w tym roku na 90% na Krakowskie Targi Książki. Czasu na zwiedzanie nie będzie, ale jeszcze kiedyś okazja na pewno się nadarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  28. O, ja mieszkałam tam przez 20 lat swojego życia dopóki nie zdecydowałam się na studencką przeprowadzkę, ale z chęcią i szczerym uśmiechem na twarzy wracam na Podkarpacie przy każdej okazji. :-)

    OdpowiedzUsuń
  29. Te bilety za złotówkę zadziwiły mnie już nie raz. :D Ale to miłe zaskoczenie. ^^
    Oj zgadzam się, że ruch uliczny w Krakowie to katastrofa. Bardzo mi się nie podobały tramwaje, przystanki,ludzie biegający po ulicy. Kosmos jakiś. :P
    W Krakowie ogółem byłam jeden dzień i widziałam tylko te kluczowe miejsca. Jednak jeszcze tam wrócę na pewno. ^^
    Ja w pijalni Wedla polecam Ci czekoladę mleczną z wiśniami czy jakoś tak. ^^ Całe szczęście otworzyli mi ją w Poznaniu i nie muszę już tam wpadać tylko przy okazji jakiś wakacji - pierwszy raz byłam w niej w Warszawie. :)

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.