Rozmaitości listopada

     Przyszedł czas na kolejne podsumowanie. Co prawda jest już połowa grudnia, ale co ja sie będę przejmować. Nikt nie mówił, że podsumowania ubiegłego miesiąca powinny być tylko na początku następnego.
     W tym roku wyjątkowo jesienne przesilenie na mnie nie zadziałało. Aż się zdziwiłam, że smutek mi nie towarzyszył, a przynajmniej nie w tak dużym stopniu jak w ubiegłych latach. Powoli zaczełam się przekonywać do tej jesiennej otoczki. Kubków ciepłej herbaty, bądź kawy, swetrami, siedzeniem pod kocem i innymi jesiennymi motywami. Nie raz było na prawdę cieplutko i aż chciało się wychodzić, ale w inne dni można było na prawdę zmarznąć. No cóż, taki jest właśnie listopad.

Nauka
Zaczęły się u mnie pierwsze kolokwia, więc nauki na nie trochę było, a że sesja zbliża się coraz bardziej, będzie tego jeszcze więcej. Z jednej strony aż chciało by się mieć wolne, ale z drugiej ciesze się, że mam wszystko rozłożone na kilka tygodni, a nie nałożone na jeden. Poza tym czuję wtedy, że coś robię, a nie tylko marnuję czas śpiąc na wykładach. Dalej narzekam na swój plan zajęć, który jest po prostu idiotyczny. Przepraszam bardzo, ale jak można było zrobić zajęcia w poniedziałki od 7 do 20 z 1,5 godzinną przerwą i zawalone wtorki. Natomiast resztę dni mam dosyć luźnych. Takim oto sposobem potrafię mieć po 3 kolokwia w poniedziałki, we wtorek się przemęczyć, a od środy mieć nieoficjalnie weekend. Nie podoba mi się takie ustawienie, bo zamiast mieć wszystko rozłożone na cały tydzień, nawarstwia mi się w ciągu jednego dnia.  Nie zawsze wracałam do akademika zadowolona. Niestety czasem miałam kiepskie dni na uczelni,  gdy musiałam siedzieć cały dzień albo  męczyć się z prowadzącymi ćwiczenia i do dzisiaj się zastanawiam,  jak niektórzy ludzie prowadzący zajęcia mogą być tacy...wredni.

Wypoczynek
Ten okres czasu był zdecydowanie obfity w atrakcje i wszelakie wyjścia ze znajomymi. Już na początku listopada odwiedził mnie chłopak na trzy dni, a że dzieli nas parę kilometrów, była to jedna z nielicznych okazji, podczas których mógł do mnie przyjechać. Spędziliśmy świetnie czas na długich spacerach, oglądaniu filmów, a także po raz pierwszy wypróbowaliśmy bilard w akademiku za całe 2 zł za godzinę :D Odkryłam także ze znajomymi pub z planszówkami, który wyglądał ładniej od innego, do którego wcześniej chodziłam, ale za to w grach brakowalo wielu elementów. Mimo to był bardzo klimatyczny, więc na pewno do niego wrócę. Nie zabrakło też imprez, poznania nowych osób, z których czasami widuję, odwiedzin u znajomych, integracji z grupą i wielu innych atrakcji. Bywało tak, że spałam tylko 3 godziny w nocy. Bardzo miło też wspominam koncert. Byłam na nim z koleżankami, a jedna do nas przyjechała z innego miasta. Jest to polski zespół Nocny Kochanek. Był to zdecydowanie jeden z najlepszych koncertów na jakich byłam, a na koniec dostalam także trzy autografy i dwa zdjęcia z członkami zespołu. Najlepiej było jak z koleżanką dałyśmy wokaliście dwa bilety i powiedziałysmy, że prosimy dwa podpisy. Oczywiście dał nam dwa podpisy na jednym bilecie, a gdy poprosiłyśmy o podpisanie drugiego, powiedział tylko "też dwa? ale wymagania". Postanowiłam sobie nie żałować spotkań i dobrze się bawiłam. A co!

Przemyślenia
● Ostatnio bardzo spodobał mi się pomysł na zrobienie Bullet Journal. Dla nie zorientowanych podaję, że jest to pewnego rodzaju notes, który ma nam pomóc w organizacji czasu, a wygląd i co dokładnie będziemy w nim prowadzić zależy tylko i wyłącznie od nas.  Ja swój bujo zrobiłam w czystym zeszycie i juz na początku zdążyłam się przekonać, że puste kartki to nie jest dobry pomysł i ciężko w nich rysować równo. Czy coś się u mnie zmieniło dzięki takiej organizacji? Na razie zauważyłam, że zaczęłam jeść więcej warzyw i owoców,  pić wody, a także staram się bardziej oszczędzać pieniądze. Choć wprowadziłam do tego notesu parę stron, uważam, że najbardziej przydatne okazało się śledzenie nawyków i zapisywanie wydatków. 
● Na początku roku akademickiego zapisałam się do zespołu pieśni i tańca ludowego, ale politechniki (ja jestem na uniwersytecie), nie na taniec, a do kapeli na instrument. Natomiast w listopadzie zauważyłam pierwsze postępy. Ogólnie mówiąc na początku nie szło mi granie na klarnecie i już mówiłam, że chcę sie wypisać, aż tu nagle na którejś próbie nasz prowadzący zauważył, że gram lepiej i ćwiczyłam, a ja byłam z siebie dumna! Niestety ominęły mnie andrzejki w tym zespole, ale nie mogłam pójść, bo w tym samym czasie mialam koncert wspomniany wcześniej, który zaplanowałam sobie już trzy miesiące temu. No cóż, mam nadzieję, że pójdę w przyszłym roku, bo podobno zabawa jest wtedy do białego rana. Atmosfera jest bardzo fajna, ale myślę, że potrzebuję jeszcze czasu aby się zgrać z ludźmi i bardziej otworzyć. Jednak doceniam to, że starsi członkowie, są dla nowych tacy mili i chcą, aby się dobrze czuli.
● Choć japońskiego ucze się drugi rok, znowu jestem na grupie początkującej, bo mi termin zajęć nie pasował. Wbrew moim obawom, wcale się nie nudzę. Nasza nowa nauczycielka idzie bardzo szybko z materiałem i to co robiliśmy w zeszłym roku w marcu, robimy w tym roku w listopadzie. W sumie to dobrze, bo przynajmniej da to jakieś efekty. Z drugiej strony ona nie mówi prawie w ogóle po angielsku, więc ciężko bylo się przyzwyczaić, że na zajęciach słyszę ciągle japoński.  Za to jestem zadowolona, że w tym roku przykładam się bardziej do tego języka.

Muzyka
Skoro byłam na koncercie, to nie mogło zabraknąć piosenek Nocnego Kochanka. Listopad będzie kojarzył mi się właśnie z nimi.
Blog
Moje blogowanie dalej pozostawia wiele do życzenia. Jednak mam nadzieję, że wkrótce posty staną się bardziej regularne, będę musiała się tym zająć. Poza tym zmieniłam szablon. Myślę, że teraz jest bardziej czytelny.

Seriale i filmy
W tym miesiący oglądnęłam dwa filmy i jeden serial.
 Absentia

 Emily i Nick to szczęśliwa para wychowująca małego synka. Oboje pracują w FBI i choć na początku ich życie się bardzo dobrze układa, nagle okazuje się, że Emily znika bez śladu w tajemniczych okolicznościach. Kobieta zostaje uznana za zmarłą, choć ciała nie odnaleziono. Jej
morderstwo zostało przypisane mężczyźnie, który popełnił także wiele innych zbrodni, a swoim ofiarom odcina powieki. Minęło 6 lat, Nick już zdążył poukładać sobie życie, syna wychowuje wraz z nową żoną, a Conrad Harlow odsiaduje wyrok w więzieniu za zabójstwo Emily, którego mu nie udowodniono. Aż nagle Nick dostaje w nocy telefon. Jest przekonany, że to morderca, który przekazuje mu dokładnie informacje co do pobytu Emily. Na miejsce docierają agenci FBI i znajdują wielkie akwarium napełnione wodą, w którym jest zaginiona kobieta. Na szczęście udaje się je otworzyć i ją uratować. Bohaterowie zostają postawieniu przed trudnym problemem. Nick i Emily muszą odnaleźć się w innej sytuacji, natomiast sama Emily nie pamięta co się z nią działo, kto ją więził, stara się odbudować relacje ze swoim synem i zaakceptować nową żonę Nicka. Wkrótce jej zaginięcie zostaje powiązane z innymi morderstwami. Próby rozwiązania tej sprawy śledzimy przez 10 odcinków, a wkrótce dowiadujemy się, że Emily prawdopodobnie nie jest tak czysta jakby się mogło wydawać.
 
 Na serial natrafiłam patrząc na aktorów, gdyż główną wersję gra w nim aktorka, która grała w serialu Castle jako Kate Beckett. W przeciwieństwie do Castle'a nie ma tam tak śmiesznych dialogów i humoru, ale jest co innego. Wiele emocji i budowanego napięcia, gdyż z każdym odcinkiem zbliżamy się do rozwiązania sprawy. 





Myśl jak facet

 Nikt by nie przypuszczał, że w dzisiejszych czasach możliwe jest, aby sprawić, by mężczyźni zachowywali się tak jak oczekują tego kobiety. Jednak cztery bohaterki sprawiają, że równowaga w ich związkach zostaje zachwiana, stosując poradnik Stevea Harveya "Działaj jak kobieta, myśl jak facet", aby uzyskac jak najwięcej od swoich wybranków. Podążają za wskazówkami, a efekty stosowania się do nich są wspaniałe. Niestety wkrótce sytuacja się zmienia, gdy mężczyźni odkrywają, że padli ofiarom manipulacji. Wtedy informacje z poradnika wykorzystują tak, aby działały na ich korzyść. Nie jest to może bardzo ambitny film z przesłaniem, ale komedia romantyczna. Niestety ten gatunek filmowy ma to do siebie, że w większości przypadków, wbrew nazwie, za mało w nim komedii. Jednak ten film taki nie jest. Największy jego atut to właśnie humor, bo na prawdę śmieszy.



Casanova

Główny bohater, który jest symbolem rozpusty korzysta z uroków życia. Niestety zaczyna mieć problemy z Inkwizycją, która postanawia go ukarać, więc żeby tego uniknąć, szuka sobie żony, aby móc sobie pozwalać na dalsze podboje. Niestety tuż po wyborze kandydatki po raz pierwszy się zachowuje we Francescę Bruni, która na uniwersytecie głosi równość płci i jako pierwsza się mu oparła. Na domiar złego dziewczyna jest zaręczona z handlarzem oliwą, który ma uratować jej rodzinę przed bankructwem. Casanova stara się zachować anonimowość, a także zdobyć serce wybranki. Film należy do tych lekkich, łatwych i przyjemnych. Muszę przyznać, że miło mi się go oglądało, a klimat tworzyła muzyka, kostiumy i sceneria. Do tego nie zabrakło komediowych elementów.


A jak wyglądał Twój listopad?

36 komentarzy:

  1. Japoński to dla mnie czarna magia chyba nie miałabym głowy do tego :) Nocny Kochanek?? Nigdy nie słyszałam o nich :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kupiłam ten bullet book, fajny, polecam :) U mnie listopad był chorobowo-domowy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na mojej uczelni też mamy idiotyczny plan, chyba wszędzie tak jest ;)
    Zatem udanego grudnia życzę ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Listopad. hmm praca dom, dom praca, zakupy, gotowanie, blogowanie, robienie zdjęć, kilka wycieczek :) nie był on zły - ten listopad. Co do 'organizatora' bujo. Fajny lisek. Ja nie mam talentu do takich rzeczy, a do planowania. ups.. lepiej nie mówić głośno. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Listopad. hmm praca dom, dom praca, zakupy, gotowanie, blogowanie, robienie zdjęć, kilka wycieczek :) nie był on zły - ten listopad. Co do 'organizatora' bujo. Fajny lisek. Ja nie mam talentu do takich rzeczy, a do planowania. ups.. lepiej nie mówić głośno. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. u mnie listopad minął błyskawicznie, a grudzień to mija jeszcze szybciej, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Listopad szybko mi zleciał, ale poza problemami z dyplomem nic się nie wydarzyło. Kiedyś koleżanka mówiła mi o Absenti, ale zobaczyłam tylko jeden odcinek i jak na razie nie wróciłam do tego serialu - może kiedyś mi się uda.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój listopad ?
    Praca ,praca ,nauka;)
    Ale listopad to też świetne nowinki kosmetyczne które wpadły mi w rączki;)
    Zapraszam do Siebie - nowy post świąteczny

    OdpowiedzUsuń
  9. Mnie taki plan zajęć zdecydowanie by ucieszył. O wiele lepiej pracuje mi się jednego dnia, góra w dwa, niż cały tydzień. Teraz chociaż mam po dwa zajęcia w ciągu dnia to przez to mam tak rozwalony dzień, że nawet nie idzie pracować. Dlatego właśnie u mnie lepiej się spawdza zasada lepiej raz a porządnie, niż kilka, ale po trochę. Wtedy to mnie normalnie aż coś strzela od środka.

    OdpowiedzUsuń
  10. O listopadzie zdążyłam już zapomnieć, ale z tego co mi się kojarzy był ciężkim dla mnie miesiącem. Dużo problemów, obowiązków i pracy na tyle, że nie miałam czasu ani chęci myśleć o niczym innym, jak o szybkim wykonaniu swojego zadania. Sądzę że wiele osób tak ma, w miesiącu poprzedzającym święta, teraz w grudniu staram się odpocząć jeszcze tydzień i będę miała okazję :) ciekawy miałaś listopad, ach jak ja bym chciała uczyć się japońskiego :) kiedyś się uczyłam ale sama hobbistycznie :)
    Pozdrawiam cieplutko myszko :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Przez większość semestrów na studiach też miałam taki nieumiejętnie rozplanowany plan zajęć. Może da pracujących studentów była to fajna opcja, ale niestety nie dla mnie. O BuJo słyszałam mnóstwo i to świetna sprawa, ale niestety nie dla mnie, bo nie jestem na tyle kreatywna, żeby bawić się w takie rzeczy :D

    Mój listopad? Cieszę się, że się skończył, choć grudzień zaczął się jeszcze gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  12. Też tak miałam na studiach, że przeważnie trzy dni w tygodniu zajęcia, a reszta wolna. Chociaż najgorzej było na pierwszym roku. Na trzecim miałam w ogóle luz - nawet w te trzy dni miałam po 3 godziny zajęć. :D To było życie. ^^
    Ja na bujo nie znalazłabym chyba czasu, więc zadowalam się zwykłym kalendarzem. :P

    OdpowiedzUsuń
  13. Zazdroszczę, bo ja mam wszystkie kolokwia w styczniu i od razu po nich sesje w lutym. Chciałabym mieć to tak rozłożone, bo uczę się w miarę regularnie i boję się "zapaści" w święta względem nauki. :(
    Uwielbiam Nocnego Kochanka! Jego koncerty zawsze są bardzo udane. :D Nie dziwię się, ze był to jeden z lepszych koncertów na jakim byłaś.
    Gdy popatrzyłam na okładkę "Myśl jak facet" - pierwsza moja myśl: ktoś się chyba wzorował na okładce Simsów. :D haha.
    Pozdrawiam serdecznie ^_^

    OdpowiedzUsuń
  14. o matko sesja - niby skończyłam studia 2 lata temu, ale jest to dla mnie teraz tak odległy temat, jak by to było kilkanaście lat temu :)
    Wszędzie s fajni i wredni, również na studiach, to tylko ludzie, wszędzie gdzie są ludzie spotkasz każdego rodzaju osobowości.

    Zazdroszczę koncertu, ależ ja bym się przeszła na jakiś koncert!

    Słyszałam o tym notesie, ale powiem Ci, że ja jakoś nie potrafię się przestawić na papierowe kalendarze i notesy. Jedyne papierowe co mam to pamiętnik, który ostatni raz widział mnie parę miesięcy temu. Piszę tam bardzo prywatne przemyślenia, o których nie mogę lub nie chcę wspomnieć na blogu.

    Super opcja z tym dołączeniem do zespołu. Ja kiedyś myślałam o tym, ale pomysł w końcu upadł i w tej chwili chyba nie byłąbym już w stanie tego zrobić. Mam wrażenie, że śpiewam tak jak by mi słoń nadepnął na ucho (bo ja raczej szłąbym w kierunku śpiewu a nie instrumentów, mimo że kiedyś grałam na pianinie).

    Do blogowania nie ma się co zmuszać, pisz jak masz wenę i nie patrz na to że ma być regularnie, bo się zniechęcisz. Kiedy robisz coś z musu, to przestaje to być przyjemnością - serio!

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie jesteś przyzeyczajona do papierowych kalendarzy. Wiec używasz kalendarza w komorce, czy po prostu uważasz to za rzecz zbędną? Ja właśnie jak mam sobie zapisać jakieś plany, to tylko na papierze.

    OdpowiedzUsuń
  16. A ja współczuję wszystkich kolokwiów w dwoch misiącach. Sama sobie to malo wyobrażam, ale wiem, że tak podobno jest na niektórych kierunkach. Nawet nie pomyślalam patrząc na plakat tego filmu, że wygląda on jak Simsy! Ale chyba rzeczywiście coś w tym jest.

    OdpowiedzUsuń
  17. U mnie trochę inaczej się to rozklada ;) Dwa dni w tygodniu zawalone, a reszta po jedne lub dwa zajęcia w ciągu dnia.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dokladnie tak. Po rozmowie z koleżanką doszłyśmy do wniosku, że tak rozplanowany plan zajęć jest dobrą opcją dla pracyjących studentów, a że koleżanka pracuje, stwierdziła, że gdyby nie ten plan, nie mogłaby prwcować. Na szczęście za niedługo drugi semestr. Może coś nam zmienią na lepsze? W takim razie życzę, aby grudzień skończył się zdecydowanie lepiej niż się zaczął ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Również zauważyłam, że wiele osób ma dużo do zrobienia zarowno w listopadzie jak i nawet w grudniu! Dopiero święta są szansą na odpoczynek.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja wlaśnie mam zawalone dwa dni, a potem po góra dwa zajęcia na dzień. Nie cierpię mieć tak rozwalonego planu :/ Ale może w przyszłym semestrze się coś zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  21. U mnie akurat w listopadzie nie bylo nowinek kosmetycznych ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Z tego co zauważyłam w internecie są dwa seriale o tym samym tytule. Ten, który ja oglądałam wyszedł w 2017 roku :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Grudzień i listopad również szybko mi mijaja

    OdpowiedzUsuń
  24. Hah, no cóż. Nie każdy lubi planować. Ja akurat lubię.

    OdpowiedzUsuń
  25. Ja zazdroszczę studentom konkurencyjnej uczelni do mojej, czyli Politechniki Rzeszowskiej. Zajęcia w jednym miejscu, nie muszą jeździć po całym mieście, a najpóźniej kończą o 19 (ja na pierwszym roku potrafilam kończyć 21.30). Też bym tak chciała mieć jak oni. Marzenie!

    OdpowiedzUsuń
  26. Powodzenia z bujo! Ja założyłam pseudozeszyt do organizacji i oczywiście prawie go nie wypełniam, wszystko noszę w głowie i nie chce mi się zapisywać. A potem zapominam. xD Jak to ja.
    Elegancki listopad, mam nadzieję, że grudzień spłynął Ci równie miło. :)

    Wszystkiego najlepszego w 2018, pozdrowienia z Wietnamu! Moje życie się ustabilizowało chwilowo, więc z uśmiechem będę Cię teraz odwiedzać po dłuższej przerwie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. I by to pasowało, bo ogarnęłabym pracę, a tak? Lipa.

    OdpowiedzUsuń
  28. Ale miałaś towarzyski listopad :)
    U mnie było pare wycieczek, moje urodziny i kręgle :)
    Podziwiam Cię, że tak dajesz sobie radę z japońskim i masz w sobe wytrwałość i motywację do nauki tego języka.
    Wszystkiego dobbrego w 2018 roku !

    OdpowiedzUsuń
  29. Mówimy o tym samym :)

    OdpowiedzUsuń
  30. ja mam rozłożony plan zajęć że od poniedziałku do czwartku zawsze coś ale na 1 roku było zupełnie inaczej ;)

    Pozdrawiam i życzę cudownego dnia ;)
    ANRU,

    OdpowiedzUsuń
  31. Trzymam kciuki za pozytywne wyniki na sesjach! Na pewno dasz sobie radę :) Fajnie, że nie marnowałaś czasu i stawiałaś na aktywny wypoczynek :) Nic tak nie odciąga myśli od nauki i wiszących nad głową egzaminów, jak spotkania towarzyskie :) Z jednej strony fajnie, że w tygodniu miałaś aż tyle czasu dla siebie, ale druga strona medalu i zajęcia od rana do wieczora nie były już takie ciekawe... Ja też od nowego roku zaczęłam prowadzić Bujo i jestem z tego pomysłu bardzo zadowolona :) Niestety zamawiając zeszyt, nie zaznaczyłam opcji "w kropeczki" i również przyszedł mi czysty notes, ale nie przeszkadza mi to zbytnio :)
    doobramysl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  32. Sama mialam juz zamawiać zeszyt w kropeczki, ale za namowa chłopaka wzięłam czysty. Mówił mi, że po co mam tyle płacić za zeszyt, jak on ma jeden czysty na zbyciu, który mi odda, więc sie zgodziłam. Sesja już u mnie się zakończyła i powiem Ci, że lepszych wyników nie mogłam sobie wymarzyć. W tym...zostałam zwolniona z najtrudniejszego egzaminu, więc gdy inni z mojego roku się uczą, ja już mam ferie!

    OdpowiedzUsuń
  33. Hah, z japońskim nie jest tak pięknie jakby sie moglo wydawać. Ostatnio na zajęciach nawet nie wiem kiedy byłam.

    OdpowiedzUsuń
  34. Heh, no cóż. Nie każdemu taka organizacja przypada do gustu. U mnie jest wręcz przeciwnie. No może jedynie styczen pominęłam w swoim bujo.

    OdpowiedzUsuń
  35. w sumie po prostu zazwyczaj jak kupowałam kalendarz, to po miesiącu rzucałam go w kąt i zapominałam o nim. Wszystko mam w telefonie, bo mam do tego łatwy i szybki dostęp, mam przypomnienia i jednocześnie mogę dzielić się kalendarzem z partnerem - on wie że w danym dniu mam na przykład dentystę więc nie umówi się na spotkanie z kolegą, bo ktoś musi zostać z dzieckiem w domu. To takie bardziej kwestie techniczne. Choć powiem Ci, że przekonałam się i kupiłam kalendarz na ten rok. Z tym, że jego celem jest motywowanie mnie i planowanie rozwoju. Zobaczymy jak mi pójdzie, czuję, że to jest dla mnie ważna sprawa i że z jakiegoś powodu potrzebuję tego kalendarza :)
    Sorry za opóźnienie w odpowiedzi, nie dostałam nawet powiadomienia... :(

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.