Nie bój się życia!

     Nadszedł dzień powrotu, do rodzinnego domu. Mój kilkudniowy odpoczynek dobiegł końca. Czekałam dwie godziny na przesiadkę, bo nie miałam lepszego połączenia. Na szczęście obok mnie siedział mój chłopak, ten który zawsze był przy mnie, który słuchał moich obaw. Czekały mnie trzy dni spędzone w domu, a po nich wyjazd, który budził we mnie poczucie lęku. Gdyby to jeszcze było gdzieś niedaleko! Żałowałam, że zgłosiłam się na to. Czekała mnie podróż do Belgii na Międzynarodowy Festiwal Folklorystyczny. "A co jeśli sobie nie poradzę?". Zapytałam nieśmiało. W odpowiedzi usłyszałam, że najwyżej więcej na takie coś nie pojadę. Pierwszą złą oznaką było to, że koleżanka, z którą miałam mieszkać zrezygnowała. Przydzielili mnie do zupelnie obcej mi osoby. Do drugiej należała organizacja, bo w moim odczuciu wszystkiego dowiadywałam się za późno. Kilka dni wcześniej stwierdziłam, że ja wcale nie chce tam jechać. Już było za późno, musiałam, nie było odwrotu. W trzy dni przecież nikogo nie znajda na moje miejsce. "No cóż, najwyżej będzie to ostatni festiwal w moim życiu" -  z tą myślą wsiadłam do autokaru i pojechałam.

Gdy dowiedziałam się, że jest wyjazd do Belgii, myślałam, że nie pojadę. Mogła jechać tylko jedna osoba z instrumentów dętych, a ja wiedziałam, ze inni sa ode mnie lepsi. Jednak pozostali członkowie zespołu nie mogli. Nasz prowadzący odwrócił się do mnie i powiedział "Przykro mi Weronika, musisz jechać". Cieszyłam się z tego strasznie i wcale mi przykro nie było! Opowiadałam rodzicom, znajomym i przyjaciołom. Oczami wyobraźni widziałam jaka to może być wspaniala przygoda. Ja, klarnecistka grająca w zupełnie innym kraju, oddalonym o ponad 1500 km od mojego. Widziałam jak mnie słychać z publiczności, jak inni nam biją brawa i gratulują. Jak rozmawiam z osobami z innych państw, jak zwiedzam Bruksele i chłonę tamtejsza kulturę. Jak poznaję ludzi z różnych zakątków świata, którzy również będą występować na tym festiwalu. Wszystko wyglądało pięknie i kolorowo, ale niestety tylko w mojej wyobraźni. W rzeczywistości czułam strach, strach, który chciał, żebym nie jechała. Jednocześnie nie miałam już wyjścia, było za późno. Po pewnym czasie zdałam sobie sprawę, że się boję.

Bałam się, że sobie nie poradzę na klarnecie. Nigdy nie grałam wybitnie. Byli ode mnie lepsi, którzy w utworach nie omijali ani jednej nutki, podczas, gdy mi to czasami sie zdarzało. Nie umiem też grać ze słuchu, a bez nut jestem bezradna. Byly też utwory dosyc wymagające i choć przez cały lipiec starałam się ćwiczyć jak najwięcej, solo o wiele łatwiej się grało niż z innymi, gdzie słychac moje potknięcia, gdzie nie byłam w stanie tak szybko przebierać palcami.

Bałam się, że nie polubię się z osoba, z którą będę mieszkać. Zostaliśmy poprzydzielani po dwie osoby do rodzin. Musiałam z tą dziewczyną przebywać dzień w dzień. Przez głowę przechodziły mi myśli, co jeśli się nie dogadamy. Jeśli zamiast miłej współlokatorki, będę miała taką, z którą nie będziemy się chciały widzieć, a każdy wspólny dzień razem będzie nam przypominał, że już chcemy wracać do domu?

Bałam się, że mój angielski jest na zbyt słabym poziomie. Nie będę rozumiała co moi gospodarze będą do mnie mówić. Nie dogadam się, a przez barierę językową, z którą zawsze się zmagałam, nie wypowiem ani słowa. Obawiałam się, że inni z zespołu będą się ze mnie śmiać i gadać za plecami, że nie powinnam jechać. Bo przecież angielski był obowiązkowym językiem, który każdy uczestnik musiał umieć.

Bałam się, że nie będe miała towarzystwa. Pojechałam z ludźmi, których ledwo co znałam. Większość osób stanowili tancerze, z którymi nie miałam prób, podczas, gdy oni znali się jak łyse konie. A ja? Jestem nowym członkiem zespołu, na dodatek moja nieśmiałość mogła tylko odstraszać innych. Przez głowę przechodziły mi myśli, że tancerze będą się super czuć w swoim gronie, a ja będę poza nim.

Bałam się...życia.

I wiecie co? Najśmieszniejsze w tym wszystkim to, że żadna z tych rzeczy się nie sprawdziła. Choć na klarnecie nie grałam idealnie, koncerty wyszły całkiem nieźle. Nie raz ludzie do nas podchodzili i mówili, że podobały im sie nasze występy. Z dziewczyną, z którą mieszkałam dobrze sie dogadywałam, a nasi gospodarze nawet myśleli, że znamy się parę lat. Część osób chwaliło mój angielski, z niektórymi sporo sobie pogadałam, a niekiedy nawet byłam tłumaczem z polskiego na angielski i odwrotnie! Do tego zachowanie pozostałych członków zespołu bardzo mi sie podobało. Traktowali nas wszystkich jako grupę, nie miało znaczenia, że gram, a nie tańczę. Nie było podziałów na tancerzy i kapelę, wszyscy byliśmy razem.

Dochodzę do wniosku, że każdy w sobie nosi strach. To zupełnie normalne, że czegoś się boimy, ale...czy nie o to chodzi, aby przezwyciężać lęk? Żeby nie bać się do kogoś zagadać. Żeby zaryzykować i zmienić pracę. Żeby wyjechać w nieznane i odkrywać różne zakątki świata. Żeby nie bać się zmian, podchodzić do nich z uśmiechem. Nie bać sie mówić w obcym języku. Żeby spełniać swoje marzenia. Żeby nie bać się zmienić swojego środowiska. Żeby nie bać się życia!

A ty? Czego się boisz?

16 komentarzy:

  1. Strach to normalna rzecz i czasem jednak jest to potrzebne ;) bardzo się cieszę, że wyjazd się udał i wszystko dobrze poszło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy w sobie nosi strach - rzecz w tym, aby go oswoić. Wyjść ze swojej strefy komfortu nie jest łatwo, ale...warto!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Strach może też motywować. Czasami mówię sobie wtedy "ja? ja tego nie zrobię" i do przodu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie o tym jakiś czas temu pisałam! ]Nie warto bać się życia, wtedy tracimy najcenniejsze... właśnie życie.

    https://paulinaglifestyle.blogspot.com/2018/08/nie-boj-sie-zycia-dziewczyno.html


    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba wszyscy boimy się po prostu nieznanego, bo drugi raz to zupełnie co innego...

    OdpowiedzUsuń
  6. No i widzisz jak to w życiu jest! Zawsze ziści się opcja, której nie przewidzisz :)
    Strach towarzyszy każdemu z nas, ale właśnie o to chodzi, by go pokonywać, by nas nie paraliżował. I Tobie się udało :)

    Ja aktualnie mam w głowie wiele obaw, ale nie mogę się na nich skupiać, bo wiem, że to nie służy moim celom. Biorę je pod uwagę, chcę się jak najlepiej przygotować, ale jednocześnie staram się nie martwić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie powinniśmy bać się życia, ale z drugiej strony nie jest tak łatwo się go nie bać :) MÓJ BLOG

    OdpowiedzUsuń
  8. Wydaje mi się, że człowiek boi się tego co dla niego obce, tego czego nie jest pewnien na 100%, do tego dochodzi brak wiary w siebie. Czasem zrobić ten krok jest trudno ale warto to zrobić, bo kiedy już go postawimy to okazuje się, że nasze obawy były bez podstaw. Życie nie jest łatwe ale też może być przyjemne - z pewnością też uczy. Walka z naszymi obawami wymaga czasu ale jest możliwa. Wystarczy odwazyć się na ten pierwszy krok

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo dobrze, że zdecydowałaś się pojechać! Ja też często obawiam się miliona rzeczy, które potem absolutnie się nie sprawdzają! A zawsze żałuje się bardziej czegoś, czego się nie zrobiło niż tego, co się zrobiło!

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę się, że Twój wyjazd udał się nawet...lepiej niż przypuszczałaś! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Osobiście myślę że nie ma po co bać się życia, po co bać się nie nieuniknionego, lepiej właśnie się dobrze przygotować na ewentualne przeciwności moim zdaniem.
    Blog Nieznane Miejsca

    OdpowiedzUsuń
  12. Mnie też zawsze zjada trema przed różnymi wydarzeniami. Czasem nic się na ten stres nie poradzi. Jednak warto mimo tego nie rezygnować a wszystko zawsze jakoś się ułoży. Gratulacje, że dałaś radę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Z jednej strony takie obawy są zrozumiałe, ale z drugiej 'kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana' :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Człowiek przeżywa różne rodzaje strachu. To normalne, każdy z nas się czegoś boi i nie wierzę że jest na świecie chociażby osoba która nie boi się dosłownie niczego :) najważniejsze to się strachowi nie poddawać tylko go pokonać. To czyni nas silniejszymi i pomaga przy kolejnym poradzeniu sobie ze strachem, stresem, tremą. Gratuluję! Jesteś silna zawsze dasz sobie radę ja mocno w to wierzę :)
    Pozdrawiam cieplutko myszko :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja boję się latać. :P Próbowałam z tym walczyć, jednak utwierdziło mnie to w przekonaniu, że czasem trzeba odpuścić, a nie walczyć za wszelką cenę. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ciekawy post. Z tym strachem walczę każdego dnia i zdecydowanie nie dam mu się pokonać ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.